• Mickey Rourke  Cannes 1994 fot.Jerzy Kosnik
    Mickey Rourke Cannes 1994 fot.Jerzy Kosnik

 

Historia jednego zdjęcia – Mickey Rourke i wódka Chopin.

Czy wiecie, że upadek komuny w Polsce przyczynił się do rozwoju światowej kinematografii?

Wraz z upadkiem centralnie sterowanej gospodarki pojawili się niezależni dystrybutorzy, na ogół pasjonaci kina, łączący pasję z biznesem, którzy ruszyli   penetrować światowy rynek filmowy i przywozić  do Polski filmy niekochane przez władzę ludową.

Wraz z posiadaniem odtwarzacza video pojawiło się powszechne pragnienie oglądania wszystkiego co dotychczas stanowiło owoc zakazany lub po prostu było nieobecne w obiegu kulturalnym.

I tym sposobem w Cannes na towarzyszących Festiwalowi Filmowemu targach pojawili się polscy dystrybutorzy.

Łatwo było ich rozpoznać, bo płacili gotówką wyjmowaną z mniejszych lub większych walizek.

Ich ilość spowodowała wzrost jednostkowej ceny  kupowanego filmu z 5000 dolarów  do 100 000 za hit kasowy.

I tak poznałem jednego z tych dżentelmenów, miłośnika kina akcji,  Jacka Samojłowicza.

Jacek był bezpośredni i otwarty, czym zjednywał sobie sympatię bardzo ponurych producentów.

Szybko tez przestał się od nich różnic zewnętrznie - chodził w nienagannych garniturach od Bossa i jeździł Jaguarem.

 W Cannes czuł się jak w swoim żywiole.

Spotykaliśmy się często, bo Jacek, tak jak i ja , nie miał problemów ze zdobyciem zaproszeń na wszystkie najlepsze bankiety.

Któregoś dnia latem 1994 roku Jacek zapytał :
 - Idę na wódeczkę do Mickey’a Rourke, idziesz ze mną?

Nie musiał mi dwa razy powtarzać.

 I tak z Chopinem 0,75 litra zjawiliśmy się w apartamencie znakomitego aktora, legendy po filmach  9 1/2 tygodnia i  Ćma barowa.

Odprowadzający nas osiłek szepnął czule do moich uszu:
- Żadnych zdjęć, bo ci nogi z d.. powyrywam! -  czym pogrążył mnie w totalnej rozpaczy.

Jaki  bowiem sens dla fotografa ma picie wódki ze znakomitością kina bez możliwości udokumentowania tego?

Wódka tylko pogłębiała mój dramatyczny stan.

Mickey za to wraz z ilością wypitego Chopina był w coraz lepszej formie.

Butelka świeciła już pustką, kiedy pojawiła się przede mną szansa . Ochroniarz musiał wyjść za potrzebą i zostawił nas pochopnie samych.

- Mickey, za pół godziny mija mi deadline na wysłanie okładki do Polski! –wydusiłem z siebie szeptem.

Grożące mi konsekwencje nie nastrajały mnie pozytywnie.

Wszyscy z branży dziennikarskiej wiedzą, że deadline  to ostatnia szansa dla materiału dziennikarskiego. Po nim nie ma już nic, tylko pustka.

Mickey zrozumiał problem i zapytał tylko:
- Tutaj?

I rozpoczęła się trzyminutowa sesja zdjęciowa, będąca dla mnie wyścigiem o życie.

Mickey był wspaniały - otrząsnął się i stanął pod ścianą z miną super łobuziaka. Takiego chciałem go mieć na zdjęciach!

Skończyliśmy przed powrotem mojego potencjalnego zabójcy.

                              

                           Tekst & foto & copyright : Jerzy Kośnik