Historia jednej fotografii  /02/

 

                                       Demonstracja 1 maja 1983 roku zgromadziła na Starym Mieście w okolicach katedry kilkutysięczny tłum zwolenników „Solidarności”.

Kiedy ZOMO zaczęło spychać demonstrantów w kierunku katedry, wbiegłem z kilkoma osobami na klatkę naprzeciwko kościoła, aby z bocznego okna na pierwszym piętrze rozpocząć rejestrację ataku ZOMO na zebranych.

Większość ludzi próbowała się schronić w katedrze, ale przed wejściem powstał zator. Część demonstrujących próbowała uciec bocznymi uliczkami. Za nimi rzucili się w pościg zomowcy, brutalnie bijąc pałami, gdzie popadło.

I wtedy zobaczyłem, że jednego z uczestników dopadło  czterech zomowców brutalnie bijąc, a dwóch innych biegło im pomóc. Żeby dobrze sfotografować tę sytuację, otworzyłem okno i wychyliłem się z aparatem.

Zdołałem zrobić jedno ujęcie, gdy spostrzegli mnie funkcjonariusze SB ubrani po cywilnemu. Przerwałem fotografowanie, aby przewinąć i ukryć film z tej wstrząsającej sceny. W chwilę później i ja zostałem brutalnie zaatakowany; uderzony dwukrotnie po twarzy pięściami,  w odpowiedzi podniosłem ręce do góry. Obok mnie bito innych zgromadzonych na klatce. Funkcjonariusz SB przestał mnie pastwić się nade mną, wyrwał mi aparat fotograficzny  i rzucił nim o posadzkę. Normalny aparat po takim rzucie jest niezdatny do użytku. Ale to był specjalny Nikon z wojny wietnamskiej, przysłany mi przez francuską agencję Gamma.

Kiedy wyprowadzano mnie do „suki”, próbowałem tłumaczyć funkcjonariuszowi, że jestem fotoreporterem i żeby  puścił mnie wolno.

Po wyjściu na ulicę, zobaczyłem niezwykłą scenę.

ZOMO biło stłoczonych ludzi, którzy nie zdążyli schronić się w katedrze, a za zomowcami idzie grupa fotoreporterów i w komfortowych warunkach zza ich pleców  fotografuje bitych. Wśród reporterów zobaczyłem fotoreportera „Sztandaru Młodych”, który w 1981 roku został laureatem zaszczytnego tytułu „Fotoreporter Roku” za reportaż ze strajkującej Stoczni Gdańskiej.

Zawołałem go po imieniu, a kiedy podszedł powiedziałem: – Powiedz temu facetowi, że ja też jestem fotoreporterem. Zrobił to, a ja zażądałem zwrotu aparatu, który mi skonfiskowano. Zaskoczony funkcjonariusz SB oddał mi go bez słowa.  Oddaliłem się z tamtego miejsca tak szybko, jak tylko mogłem, nie czekając, aż panowie wyjaśnią nieporozumienie.

W ten sposób uratowałem najbardziej dramatyczne zdjęcie tej wojny z Narodem, jakie zrobiłem.

Ilekroć spotykałem potem kolegę ze „Sztandaru Młodych”, pytałem go, gdzie ma te zdjęcia, które zrobił, bo przecież każde było na wagę nagrody Pulitzera.

Nigdy się nimi nie pochwalił.

 

Foto & tekst & copyright Jerzy Kośnik