Historia jednej fotografii: Jack Nicholson ze znaczkiem Solidarności.

 

Kiedy w maju 1981 roku miałem wyjechać na Festiwal Filmowy w Cannes, po raz pierwszy czułem żal opuszczając Polskę.

Tyle się wtedy działo. Karnawał Solidarności trwał nieprzerwanie już od wielu miesięcy. Dla lepszego samopoczucia zabrałem garść znaczków Solidarności Regionu Mazowsze.

W samym Cannes także nie brakowało atmosfery życzliwości dla Polski i symboli niezależnego, samorządnego związku zawodowego.

Dzięki obecności w konkursie filmu Andrzeja Wajdy „Człowiek z żelaza”, cała ekipa filmowa nosiła koszulki z symbolem Solidarności.

Muszę się przyznać, iż mimo ,że byłem wychowankiem studenckiego klubu filmowego „Kwant”, w którym, w czasach komuny mogłem oglądać niedostępne dla szerszej publiczności filmy, to Festiwale canneńskie były dla mnie wspaniałą okazją zapoznania się ze światową ofertą kina.

Kiedy zobaczyłem w programie remake filmu „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” z Jessicą Lange i Jackiem Nicholsonem pobiegłem do sali kinowej. Po filmie odbywały się konferencje prasowe dla dziennikarzy, w których zawsze starałem się brać udział. Były one okazją poznania aktorów i reżyserów „ na żywo”, i jedyną okazją wykonania zdjęć bojów, jakie oni toczyli ze światową prasą.

Przekrój tej prasy był olbrzymi, a pytania często były rodem z magla.

Dlatego, kiedy usłyszałem pytanie do Jacka Nicholsona: „…czy czuł się lepiej w scenie erotycznej z obecną tu (!)   Jessicą Lange czy z aktorką z poprzedniego filmu ..?” zebrałem się na odwagę i zadałem pytanie czy Jack lubi Solidarność ?

Pytanie wydało się również niedorzeczne co poprzednie, a Jack poprosił o jego powtórzenie. Rozwinąłem je więc o wątek historyczny, a dla pełnego zrozumienia mnie dodałem, że jestem z Polski.

Tym razem Nicholson jasno i dobitnie odpowiedział: tak, lubię.

Niewiele więc myśląc, po zakończeniu konferencji wręczyłem mu znaczek Solidarności.

Jednak nawet przez myśl mi nie przeszło, że Jack Nicholson, gwiazda światowego kina, na moich oczach zacznie przypinać ten znaczek do klapy marynarki i potem dumnie prezentować go całemu Cannes.

Oczywiście, widząc  to natychmiast uruchomiłem mojego Canona F1 i robiłem masę klatek, aż po moment, kiedy Jack wstał, wyprostował się i diabolicznie uśmiechnął .

Miałem fotkę marzenie!

Oczyma wyobraźni widziałem ją na okładce tygodnika FILM dla którego pracowałem.

Ale nie był to koniec wymarzonych zdjęć !.

Andrzej Wajda zdobył Złotą Palmę, a ja mogłem fotografować wręczenie mu nagrody przez Seana Connery, najprzystojniejszego spośród najstarszych agentów 007 Jej Królewskiej Mości.

Jakby tego nie było dosyć, Sean będąc pod wpływem koniaku serwowanego, za free, na zapleczu dla VIP-ów, wlepiał wzrok w biust towarzyszącej Wajdzie małżonce, Krystyny Zachwatowicz.

- „I jeszcze ściskał mnie potwornie mocna za rękę” skarżyła się pani Krystyna.

Te piękne momenty były ostatnimi, bo po powrocie do kraju dowiedziałem się od redaktora naczelnego Filmu, żebym nawet nie myślał o okładce.

-„To zdjęcie się nie nadaje!” - krótko zakończył dyskusję.

Ale los był dla mnie łaskawszy niż mój partyjny naczelny, bo w imieniu innego partyjnego naczelnego zadzwoniono do mnie z redakcji „Polityki”.

-„Czy nie dałbym tego zdjęcia na pierwszą stronę do relacji z Cannes Zygmunta Kałużyńskiego?.

I w ten sposób Jack Nicholson stal się ikoną Solidarności.

Wielokrotnie później zastanawiałem się czy Jack miał pełną świadomość o co chodziło?

Te wątpliwości rozwiał Jerzy Skolimowski, który w dużo późniejszej rozmowie, przypomniał mi, iż Jack najlepsze informacje o Polsce miał od swojego przyjaciela Romana Polańskiego.

 A w stanie wojennym przechowywał znaczek Solidarności niczym ikonę.

 

                                Foto & tekst & copyright : Jerzy Kośnik